Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
sujeczka
Adminka
Dołączył: 25 Cze 2005
Posty: 25915
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:00, 09 Mar 2014 Temat postu: 3. Norwegian Wood - Haruki Murakami (09.03.2014) |
|
|
Powieść "Norwegian Wood", opublikowana w 1987 przyniosła Harukiemu Murakamiemu ogromny rozgłos. Napisana w Grecji i we Włoszech jest książką, którą przeczytał "każdy" w Japonii. Sam autor mówi, że było to dla niego wyznanie:
"Nigdy nie napisałem tego typu prostej powieści i chciałem się sprawdzić".
"Wiele osób myślało, że jest to powieść autobiograficzna, ale tak nie jest."
"Gdybym napisał prawdę o moim własnym życiu, powieść nie miałaby więcej niż 15 stron."
Akcję umieścił autor w późnych latach 60-tych, symbolem etosu tych lat jest tytułowa piosenka Beatlesów "Norwegian Wood". Bohaterem jest młody człowiek Toru, zafascynowany piękną Naoko. Ich uczucie jest obciążone samobójczą śmiercią wspólnego przyjaciela i słabą konstrukcją psychiczną Naoko. Dramatyczne przeżycia bohaterów robią na czytelniku duże wrażenie.
Przepraszam, że tak późno wrzucam temat, miałam dziś zabiegany dzień I przez to sama jeszcze nie doczytałam do końca "Norwegian Wood", więc tylko wrzucam temat i spadam do czytania
Zapraszam wszystkich do dyskusji!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez sujeczka dnia Śro 0:19, 19 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
MUlka
Zaczytana
Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: DJA
|
Wysłany: Pon 20:08, 10 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Książkę skończyłam 2 tyg temu, niby niewiele czasu minęło, ale że przeczytałam po niej z pięć pozycji to jednak trochę mi się już zamgliła
Przyznaję, że przez długi czas mnie nudziła i ciężko było mi się w nią wczytać. Nie wiem co dokładnie było nie tak, po prostu Toru do mnie nie przemawiał, nie lubiłam go, całe szczęście z czasem przestałam próbować go polubić i od razu książka zaczęła mi się podobać.
Prawda jest też taka, że Japończycy są dla mnie tajemniczym i dziwnym narodem, odsetek samobójstw jest u nich zastraszający, nie wiem z czym wiąże się ich podejście do tego, czy to kwestia wyznania, tradycji czy czegokolwiek innego, ale zawsze mnie to szokowało. Śmierć odbierają zdecydowanie inaczej niż my/ja/Europejczycy. I chyba właśnie dlatego podobało mi się to jak została w książce ukazana, jako nie coś co odbiera życie umierającym (nie chodzi mi oczywiście o sens dosłowny) , tylko jako coś co piętnuje i oddziałuje na tych co zostali – jako część życia, a nie osobny byt. Popełniający samobójstwo w pewnym sensie nie ponosi konsekwencji, umiera i nie cierpi, za to pozostawia po sobie chaos o którym nie ma pojęcia i który, co widać po przypadku Naoko mało go interesuje. Samobójcy to z reguły ludzie bardzo egoistyczni, niektórzy mówią, że odważni – ja tego tak nie widzę. I to wszystko niby nie jest nic odkrywczego, ale podobało mi się w jakich okolicznościach autor to ukazał.
Co do treści. Kizuki – od którego wszystko się zaczęło, ciekawe czy choć przez moment pomyślał co powoduje – szkoda, że nie wiemy dlaczego to zrobił, wiem że to między innymi doprowadziło Naoko do miejsca w którym się znalazła, ale wydaje mi się, że nawet gdyby żył, ta dziewczyna była skazana na nieszczęście. Podobało mi się zestawienie jej takiej dziwacznej eteryczności z żywiołością Midori. Każda z nich miała zupełnie inne spojrzenie na świat i inne wrażenie robiła na nich śmierć, Naoko wręcz tonęła w żałobie, Midori po ojcu nie uroniła ani łzy.
Szkoda, że Watanabe tak późno zrozumiał, że nigdy nie był ważną częścią życia Naoko, szkoda że był z nią w dniu jej urodzin i doszło do czego doszło i dało mu złudną nadzieję - w ogóle ta scena była dla mnie dość dziwna, znielubiłam Toru jeszcze bardziej, poniosło go, choć doskonale wiedział że jest to coś czego nie powinien robić , nie z dziewczyną w takim stanie i jak się okazało dziewicą. Później kiedy Naoko opowiadała co w niej ta noc zmieniła, to że miała sobie za złe, że przy Kizukim nigdy się tak nie czuła było niezłym ciosem dla Toru – i nawet przez moment zrobiło mi się go żal. Teoretycznie powinien być dumny z tego, że ciało Naoko na niego zareagowało, ale wstręt jaki ona do siebie przez to poczuła … ehh cóż za nieporozumienie.
W ogóle podejście do seksu było dla mnie lekko szokujące, nie chodzi o to co robili tylko jaki mieli do tego stosunek – nie można było nie zauważyć dziwacznego podziału. Doprowadzenie kogoś do orgazmu ustami, ręką się tak jakby nie liczyło, był to całkiem inny rodzaj intymności, tak jakby na stopie przyjacielskiej „wiesz robiłam tak Kizukiemu i mu się podobało, chcesz żebym tobie też ulżyła, bo to dla mnie żaden problem”. „eee tak, pewnie czemu nie”, „noo już, lepiej ci prawda? no to chodźmy dalej” o_O. Midori pyta Watanabe czy był z kimś ostatnio, na co on odpowiada że nie że od pół roku nie, nie ważne że Naoko zrobiła mu loda – ale on nie kłamie, on po prostu tego nie uznaje jako „coś”. Seks z wyrwanymi na jedną noc dziewczynami też się nie liczył, ot zaspokojenie potrzeb młodego ciała. Co do innych zdobyczy Toru, super ekstra przystojniaka, który miał niewiele do powiedzenia ale mimo to nie miał problemu z wyrwaniem laski , to nie jestem już taka pewna. Staram się nie upraszczać i szukam w nich pewnej symboliki Z tego co pamiętam nie przespał się z Midori i ma szczęście bo bym go chyba udusiła - nie wiem czy mam to uznać jako szacunek do jej osoby – ale bardzo cieszył mnie ten fakt .Najbardziej zdenerwowała mnie scena z Reiko, ale o dziwo najlepiej ją rozumiem – to takie jakby zamknięcie pewnego etapu w życiu Toru, zakończenie żałoby po przyjacielu i Naoko, ostatnie zanurzenie przed wyjściem na brzeg - ta noc jest inna, taka hmm dorosła jeśli wiecie o co mi chodzi. Seks z Naoko też był istotny – jak wyżej, obudził w nim nadzieję – ale tak między nami, jak coś zrodzonego w takich okolicznościach mogłoby mieć sens. Z czasem gardziłam Naoko za to, że nie zostawia Toru w spokoju, nie wiem czy kiedykolwiek chciała z nim naprawdę być, nie wiem kim on dokładnie dla niej był, ale ostatecznie dała ma takiego kosza jak stąd na Marsa – już dobitniej być nie mogło. I to co opowiedziała Reiko na koniec – o zwierzeniach Naoko – kim tak na serio była ta dziewczyna i o co jej chodziło?
Choć zakończenie było dość otwarte, to mam nadzieję, że był happy end. Midori to świetna dziewczyna podobał mi się jej egoizm „chcę żeby na mą prośbę przynosił mi truskawki w środku nocy, a ja je wyrzucę przez okno, na co on nie będzie zły” - głupie, ale podobało mi się, „chcę żebyś choć raz pomyślał o mnie kiedy będziesz robił sobie dobrze”, „chciałabym abyś poszedł ze mną na film porno”, „chciałam się zakochać w kimś ładniejszym niż ty, no ale cóż stało się ” Choć nie wiedziała co się dzieje w życiu Watanabe, to go rozumiała chyba bardziej niż ktokolwiek inny.
Rozumiem też ten niezwykły trójkąt miłosny, wiem że w sercu Toru było miejsce dla tych dwóch dziewczyn, wydaje mi się, że jego miłość do Naoko na sam koniec wyewoluowała i to dzięki miłości do Midori, zrozumiał, że z Naoko łączy go coś innego, fascynowała go i czuł się za nią odpowiedzialny, od takiego głębokiego uczucia ciężko jest się uwolnić, a Naoko mu niczego nie ułatwiała. Pamiętam że Reiko powiedziała coś fajnego że z miłością do dwóch osób jest jak wycieczka statkiem i niebo piękne, i woda cudowna – coś w ten deseń - brzmi strasznie prosto i prawdziwie zarazem. W ogóle historia Reiko mi się podobała, nie wiem po co była, ale mi się podobała
Nie do końca rozumiem zachowanie Watanabe po śmierci Naoko, ale to jest właśnie to, Japończycy to taki specyficzny naród, dla którego samobójstwo jest czymś akceptowanym, intymność ma wiele stopni, w domu nie rozmawia się o uczuciach – a przy tym wszystkim są do granic możliwości wrażliwi. Nie dziwi mnie to, że lądują w takich zamkniętych zakładach. Nie wiem czy to przesada co autor napisał, czy rzeczywiście tak jest, ale o książce jak widać dużo myślałam. Mam nadzieję, że w trakcie dyskusji przypomni mi się więcej faktów.
Tak poza tym, to była moja pierwsza książka Murakamiego i chyba nie wyrobiłam sobie jeszcze zdania , muszę koniecznie sięgnąć po coś innego dla porównania. Ogólnie historia bardzo mi się podobała, mimo że pierwsze 150 stron na to nie wskazywało na tą chwilę nie uważam autora za fenomen, ale zmusił mnie do myślenia. Chciałam zrozumieć bohaterów, zależało mi na tym, mam ochotę och oceniać i interpretować ich zachowanie. Nie widzę w tej historii żadnego większego przesłania – prócz tego że śmierć nie jest odwrotnością życia a jej częścią, że życie przeszłością nie ma sensu, trzeba się z nią pogodzić i iść dalej inaczej można oszaleć ot opowieść o uczuciach, ale na pewno wyjątkowo napisana – bo to właśnie, że tak fajnie jest napisana pomogło mi przetrwać te pierwsze 150 stron.
Miałam spore wymagania, nie rozczarowałam się i na 100% sięgnę jeszcze po Murakamiego, tylko nie wiem kiedy Może jak będę jeszcze ciut ciut starsza.
No to zaszalałam ahh i ściągnęłam sobie film, tylko nie mam czasu oglądnąć :/
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Silje
Wyjadacz kartek
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 4795
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Wto 16:05, 11 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Ja dopiero w połowie. Pewnie jakoś pod koniec tygodnia skończę dopiero...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zaszumiał_wiatr
Zatracona w świecie książek
Dołączył: 07 Sie 2010
Posty: 3714
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Wto 16:56, 11 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Dzięki, MUlka, że tyle napisałaś, dzięki temu sporo sobie przypomniałam, bo prawdę mówiąc, po prawie miesięcznym okresie od przeczytania, niewiele już pamiętam. Może dlatego, że NW tak średnio mi się podobało. Nie mogę tu mówić o rozczarowaniu, bez przesady, ale skoro to jedna z najbardziej znanych powieści Murakamiego, taka popularna itd., to spodziewałam się czegoś wow. A tego nie dostałam.
To, co od razu rzuciło mi się na myśl po przeczytaniu opinii MUlki, to właśnie ta bardzo wyrazista różnica między Naoko a Midori. O ile Midori bardzo lubiłam za jej lekki sposób bycia i energię, o tyle ta efemeryczność Naoko tylko mnie irytowała. W ogóle jej zagmatwana osobowość, właściwie Toru dobrze jej nie znał, sprawiała wrażenie odciętej, zamkniętej w sobie; wydaje mi się, że oprócz Kizukiego nie mieli wiele wspólnego. A wzajemnie, wręcz na siłę starali się zgłębić tę znajomość. I nikomu to nie wyszło na dobre.
Nie czuję żywszych uczuć do Watanabe, ot bohater i to mnie jakoś zasmuciło. Główny bohater powinien mieć na tyle dużą charyzmę, aby wzbudzać w czytelniku emocje, jeśli nie skrajne, to jakiekolwiek, albo być taki, że łatwo się z nim utożsamić. Może on właśnie taki miał być - letni - ale nie przypadło mi to do gustu. Żeby był chociaż w jakiś sposób irytujący(jak Naoko), wtedy chciałabym śledzić jego losy. A tu... i może to jest jedna z przyczyn, dla których z lekturą NW zeszło mi tak długo.
Nie przewidziałam samobójstwa Naoko, ale to, że jej związek (? przyjaźń? jakie relacje ich właściwie łączyły?) z Toru nie ma przyszłości tak, od razu był skazany na klęskę. Za to rola Reiko zaskakująco dla mnie przewidywalna - ale ok, chyba oboje potrzebowali takiego spotkania i definitywnego zakończenia etapu w swoim życiu. Tak jak MUlka, liczę na happy end, bo naprawdę polubiłam Midori, a że też nie miała łatwego życia...
To moja druga książka Murakamiego(po "Na południe od granicy, na zachód od słońca") i to chyba nie mój styl. Nie mogę niczego zarzucić stylowi pisarza, gdzież by, ale historie są jakby powtarzalne, czegoś mi w nich brakuje. Nie znam biografii autora, ale zastanawiałam się, czy nie nawiązuje do swojego życia - w obu tych książkach dochodzi do podobnych sytuacji czy znajomości w czasach dzieciństwa/młodości, które odbijają się echem w dorosłym życiu. No tak, to przecież normalna kolej rzeczy, ale w jego wydaniu jakoś... silnie podkreślona. I szczerze powiedziawszy, to chyba ta pierwsza powieść przypadła mi bardziej do gustu, patrząc z perspektywy czasu... Ale obie są dobre, po prostu czuję po nich lekki niedosyt.
Nie wiem, jak wygląda sprawa z jego pozostałymi(tak licznymi) utworami, pewnie w przyszłości po któryś jeszcze sięgnę, ale nie w najbliższym czasie. Te książki cechuje zbyt przygnębiający nastrój: brak umiejętności pogodzenia się z przeszłością i jej silne oddziaływanie na teraźniejszość bohaterów, mnie samą wprowadza w otępienie. Sama nie wiem, jak to ująć, ani ostateczne uczucia po NW... Chyba "Norwegian wood" nie jest powieścią, która jakoś głębiej zapadnie mi w pamięci.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MUlka
Zaczytana
Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: DJA
|
Wysłany: Wto 18:32, 11 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Ja myślę, że historię na długo zapamiętam - może nie wszystkie wątki, ale na pewno postacie - bo jakoś tak mocno się we mnie wyryły - zwłaszcza te kobiece.
Zgadzam się z Twoją opinią o Toru, we mnie jednak jakieś uczucia wzbudził, nie były pozytywne, ale były nie mniej jako protagonista średnio do książki przyciągał
Ja się spodziewałam śmierci Naoko, nie wiem tylko dlaczego akurat wtedy a nie wcześniej, tak sobie myślę, że to co doświadczyła poźniej z Toru mogło jej uświadomić że nie potrafi już być szczęśliwa - może i próbowała, ale się poddała - nie lubiłam jej, cieszę się, ze to zrobiła szkoda, że nie wcześniej.
Co do ich relacji, to Toru wspominał, że jak się w trójkę spotykali było ok, on sam na sam z Naoko nie wypalało, nie mieli nawet o czym rozmawiać, ale widać było, że był nią zafascynowany, błednie zinterpertował to jako zakochanie się, potem ta noc kiedy się przespali, być może gdyby nie była dziewicą inaczej by to w jego głowie się ułożyło, a tak był zdezorientowny - bo przecież była z Kizukim, ale oddała się jemu. A dalej poszło z górki - na sam koniec myślę, że czuł się za nią odpowiedzialny. Dlatego kiedy się zabiła czuł się trochę winny.
Emocji - jako napięcia, smutku, żalu, czy większej radości - w trakcie czytania nie odczuwałam - bo to taka melancholijna książka. Ale fajnie mi się rozmyślało o uczuciach bohaterów/ lub ich braku - i ogólnie fajnie się czułam kiedy ją zamykałam
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agnnes
Błądząca w książkowiu
Dołączył: 14 Lip 2009
Posty: 4434
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rzeszów
|
Wysłany: Nie 16:37, 16 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Specyficzne są te książki Murakamiego. Do tej mam tak dziwny stosunek że nawet nie wiem jak to ująć. Nawet oceny nie potrafię przyporządkować (na LC dałam 7 potem 6 ale nic mi to dalej nie mówi).
Wszystkie te stany emocjonalne bohaterów były mi tak obce, że nie wiem jak się do tego odnieść, samobójstwa, problemy psychiczne, czy nawet śmierć bliskich, prawdę mówiąc to do tej pory jedynie o tym czytałam. Dlatego też czy to było prawdopodobne, czy to miało sens, nie wiem i nawet nie chce mi się nad tym zastanawiać.
Co mi się podobało to tak różne sylwetki bohaterów, tak świetnie przedstawione. Sam Watanabe był trochę nieokreślony, ale Midori (najlepsza w tej książce ), Komandos, Nagasawa i Hatsumi, Reiko, a szczególnie jej uczennica (to przy tej historii książka mnie najbardziej wciągnęła) - może większość z wymienionych to poboczni bohaterowie, ale byli tak opisani, że ich historie bardziej mnie zainteresowały niż głównych bohaterów. Sama Naoko i Watanabe byli męczący.
Mulka te wszystkie przemyślenia które opisałaś, ja nie mam nawet jednej czwartej z tego, ale nieźle to sobie roztrząsałaś. Dla mnie samobójstwa były tu jakby nieuniknionym końcem dla poszczególnych bohaterów. W pewnym momencie podczas czytania czułam że ci ludzie są tak samotni, tak odrębni, tak wewnętrznie sami ze sobą, że potem nie dziwiło mnie, że już nie mają siły żyć. Już zostawała im tylko ta studnia na polanie. To że byli ze sobą tak blisko fizycznie wręcz ich tylko chyba oddalało od siebie. Dlatego może ten związek Watanabe i Midori wyglądał najpozytywniej w tym całym bałaganie. Bo jak już ktoś szedł ze sobą do łóżka to potem zawsze następowało rozstanie. Ciekawe dlaczego tak to autor przedstawił, hmm?
Z tego co czytałam Murakamiego dotychczas to jak porównać Norwegian wood do IQ84 to ta druga wypada u mnie o wiele wiele lepiej, styl jest podobny, poszczególne elementy też, bohaterowie równie oryginalni i świetnie przedstawieni, ale temat był zupełnie inny i nie było to przygnębiające jak tu. Bo zgadzam się z wami dziewczyny, bardzo melancholijna była ta książka, mi się chwilami kojarzyła z filmem (książki nie czytałam) "Przekleństwa niewinności". Nie wiem czy po Norwegian wood kontynuowałabym czytanie Murakamiego ale po IQ84 wciąż mam ochotę.
Nie mniej i ta książka miała w sobie coś i choć jakoś nie mam siły tego roztrząsać to na pewno jakieś wrażenie na mnie wywarła.
To tak żeby jakaś choć mała rozmowa się pojawiła - jak wam się podobały te pomniejsze wątki w książce, towarzyszące akcji, no choćby ta historia Reiko?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MUlka
Zaczytana
Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: DJA
|
Wysłany: Nie 18:16, 16 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Ja dzisiaj oglądnęłam film - bardzo ciekawy, ale nie podobało mi się, że pominięto własnie wątek Reiko, tzn ona była, ale nie przedstawiono jej historii - a wydaje mi się, że była istotna jeśli chodzi o ostatni z nią wątek. Tak na marginesie, bardzo podobała mi się jej opowieść,
Agnnes stany emocjonalne były rzeczywiście ciężkie, ale ja taki wlasnie mam obraz Japonii w głowie, wszystkie ich filmy, cała ich sztuka jest taka nasączona emocjami, które bohaterowie trzymają w sobie i które ich przytłaczają. Tak jak pisałam nie wiem jak tam naprawdę jest, ale tak właśnie mi się kojarzy ten naród, jako bardzo wrażliwy, ale zimny jednocześnie. Prawdopodobnie dlatego Midori podobała mi się najbardziej ze wszystkich bohaterów.
W każdym razie ciekawie autor ukazał żałobę, jaki ma wpływ na człowieka w różnym wieku i że do straty nie można się przyzwyczaić, każda kolejna jest takim samym ciosem i jest wprost proporcjonalna do uczucia jakim darzyło się daną osobę.
Polecam film - jest trochę uproszczony - wiadomo, nie do końca ukazali fajność, inność, otwartość Midori, ale za to lepsza w przetrawieniu jest Naoko - aktorka trochę ociepliła jej wizerunek, nadal uważam że była bardzo samolubna, ale widać że walczyła.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zuz@
Złodziejka książek
Dołączył: 24 Cze 2006
Posty: 33075
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 29 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Polanica | Wrocław
|
Wysłany: Nie 20:29, 16 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Ja ugrzęzłam na 3 rozdziale, i chce mi się spac na samą myśl że mam czytać dalej, ale postaram się..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
zaszumiał_wiatr
Zatracona w świecie książek
Dołączył: 07 Sie 2010
Posty: 3714
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Lublin
|
Wysłany: Pon 19:11, 17 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Muszę przyznać, że mnie też historia Reiko wciągała chwilami bardziej niż Toru i Naoko Ci bohaterowie po prostu byli dla mnie za mało atrakcyjni osobowościowo(jak już wspominałam), dlatego tylko Midori była w stanie mnie przyciągnąć I chyba samobójstwo Kizukiego było dla mnie bardziej zastanawiające i intrygujące niż śmierć Naoko; gdy już jesteśmy przy pobocznych(chociaż tu kluczowych!) wątkach i historia o jego przyczynach byłaby dla mnie ciekawsza.
I w zupełności się zgadzam z Agnnes, co do ich "obcej bliskości" - im bliżej byli fizycznie, tym chyba dalej uczuciowo, choćby przykład Nagasawy. Smutne.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agnnes
Błądząca w książkowiu
Dołączył: 14 Lip 2009
Posty: 4434
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rzeszów
|
Wysłany: Wto 18:30, 18 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Haha, tez miałyście ten moment "wtf", kiedy Reiko doszła prawie do punktu kulminacyjnego w swojej opowieści (a w każdym razie opisała tę dziewuchę jeszcze nie mówiąc co zrobiła, ale maksymalnie zaciekawiając) i ona nagle mówi coś w tylu "no, ale resztę opowiem ci następnym razem" ? Potem aż ciekawiej mi się czytało o tych sprawach pomiędzy pierwszą, a druga częścią jej opowieści. Byle szybciej, nie?
Aa, a co do tego wątku jak to nazwałaś Zaszumiał "obcej bliskości" to z tego co pamiętam to też coś z tym było nie halo w 1Q84. W ogóle tamta książka wydaje mi się naprawdę ciekawa do dyskutowania, szczególnie po 1 części gdy się nie zna dalszego toku, a już na pewno bardziej niż ta
Mnie Kizuki nie zaciekawił aż tak bardzo, ale jakieś takie wrażenie na mnie wywarł Nagasawa i Hatsumi. Pewnie sytuacja nie aż tak nadzwyczajna, ale mnie to bardziej oburzyło i Hatsumi było żal.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Agnnes dnia Wto 18:31, 18 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
sujeczka
Adminka
Dołączył: 25 Cze 2005
Posty: 25915
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 27 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 0:12, 19 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Pora, żebym coś napisała, bo książkę przeczytałam tego 9 marca i tak milczę xD Ale w sumie nie skłoniła mnie ona niestety do żadnych większych refleksji, nie dojrzałam po niej tego geniuszu Murakamiego, którym ludzie się tak zachwycają I od razu tutaj - czy przeczytam coś jeszcze Murakamiego? Mam "Po zmierzchu", więc prędzej czy później na pewno chociażby to
Początek szedł mi tragicznie - ogólnie średnio mi się chciało akurat w tym momencie czytać "Norwegian Wood", więc może byłam też odrobinę źle nastawiona, ale spójrzmy prawdzie w oczy - nudno było xD
I tak w zasadzie na początku przy czytaniu trzymał mnie tylko Komandos xD Bardzo mnie bawiła jego postać i szkoda, że potem tak zniknął bez słowa, ale mam wrażenie, że w ten sposób autor chciał nam pokazać, że taka już kolej rzeczy - niektórzy znikają z naszego życia i gdzieś tam sobie żyją, ale nie mamy już żadnego pojęcia co u nich i nigdy więcej ich nie widzimy. A niektórzy po jakimś czasie wracają do naszego życia, tak jak to było z Naoko. No i niektórzy odchodzą już w sposób nieuchronny - Kizuki, Naoko...
No właśnie, Naoko. Zgadzam się z Wami dziewczyny, więc w zasadzie nie będę więcej się o niej rozpisywać, zwłaszcza, że nie chce mi się jej poświęcać więcej uwagi, bo zwyczajnie mnie wkurzała.
zaszumiał_wiatr napisał: | W ogóle jej zagmatwana osobowość, właściwie Toru dobrze jej nie znał, sprawiała wrażenie odciętej, zamkniętej w sobie; wydaje mi się, że oprócz Kizukiego nie mieli wiele wspólnego. A wzajemnie, wręcz na siłę starali się zgłębić tę znajomość. I nikomu to nie wyszło na dobre.
|
Dokładnie, i o ile wydaje mi się, że Toru w momencie spotkania z Naoko się już jakoś powolutku oswajał ze śmiercią Kizukiego, był w stanie ruszyć naprzód, tak Naoko nie - i wciągnęła go z powrotem w tamten świat, z którego powoli już wychodził. A jednak wspólna przeszłość, śmierć przyjaciela/chłopaka - wydaje mi się, że to do nich przemówiło i jakoś uznali to za ich wspólny mianownik, który jakoby usprawiedliwia, pozwala im spędzać razem czas i się razem trzymać. Nie wiem, czy się dobrze wyraziłam, ale mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi No a jak już zaczęli się razem trzymać i przespali się ze sobą, to potoczyło się to tak, jak się potoczyło... Zwróciła na to uwagę MUlka:
MUlka napisał: |
Co do ich relacji, to Toru wspominał, że jak się w trójkę spotykali było ok, on sam na sam z Naoko nie wypalało, nie mieli nawet o czym rozmawiać, ale widać było, że był nią zafascynowany, błednie zinterpertował to jako zakochanie się, potem ta noc kiedy się przespali, być może gdyby nie była dziewicą inaczej by to w jego głowie się ułożyło, a tak był zdezorientowny - bo przecież była z Kizukim, ale oddała się jemu. A dalej poszło z górki - na sam koniec myślę, że czuł się za nią odpowiedzialny. Dlatego kiedy się zabiła czuł się trochę winny. |
Watanabe
zaszumiał_wiatr napisał: |
Nie czuję żywszych uczuć do Watanabe, ot bohater i to mnie jakoś zasmuciło. Główny bohater powinien mieć na tyle dużą charyzmę, aby wzbudzać w czytelniku emocje, jeśli nie skrajne, to jakiekolwiek, albo być taki, że łatwo się z nim utożsamić. Może on właśnie taki miał być - letni - ale nie przypadło mi to do gustu. Żeby był chociaż w jakiś sposób irytujący(jak Naoko), wtedy chciałabym śledzić jego losy. A tu... i może to jest jedna z przyczyn, dla których z lekturą NW zeszło mi tak długo.
|
No dla mnie on był totalnie płaski. Zero uczuć z mojej strony w stosunku do niego... Dla mnie to był taki bohater, który po prostu "idzie" przez życie. I w zasadzie to, co mi się z nim najbardziej kojarzy po lekturze książki to to, że ciągle szedł coś zjeść xD. I tyle, nieco słabo .
Midori - zdecydowanie najciekawsza postać książki, zupełne przeciwieństwo Naoko i to w zasadzie od momentu, kiedy ona pojawiła się w "Norwegian Wood" o wiele lepiej mi się książkę czytało.
No i Reiko - też mnie jej historia bardzo wciągnęła, bardziej niż Naoko i Toru
Agnnes napisał: | Haha, tez miałyście ten moment "wtf", kiedy Reiko doszła prawie do punktu kulminacyjnego w swojej opowieści (a w każdym razie opisała tę dziewuchę jeszcze nie mówiąc co zrobiła, ale maksymalnie zaciekawiając) i ona nagle mówi coś w tylu "no, ale resztę opowiem ci następnym razem" ? Potem aż ciekawiej mi się czytało o tych sprawach pomiędzy pierwszą, a druga częścią jej opowieści. Byle szybciej, nie?
|
Haha, dokładnie! Wtedy autentycznie nie mogłam się oderwać od książki i czytałam, żeby tylko się dowiedzieć, co się stało
I właśnie w tym miejscu mam do Was pytanie Ogólnie jak przeczytałam historię Reiko to zapaliła się w mojej głowie lampeczka, coś mi w głowie zaskoczyło, i zaczęłam myśleć "Noo jaa, ale jaja, ale to wymyślił, ciekawa jestem co teraz będzie" xD Chyba nawet zaczęłam skakać na fotelu z emocji xD I serio byłam pod wrażeniem, a "Norwegian Wood" zaczęło się prezentować o niebo lepiej xD No ale co według mnie wymyślił Murakami - wtedy jakoś poskładałam sobie do kupy, to co już było w książce i wpadłam na pomysł, że Midori okaże się być tą dziewczyną z opowieści Reiko Wiem, że pomysł nieco z dupy i bez sensu (), ale serio mi pasował (zwłaszcza, jak potem okazało się, że Midori kłamała o swoim ojcu i wcale nie był on w Urugwaju, tylko umierał w szpitalu) i naprawdę byłam podjarana tym, że tak się okaże i co to będzie No ale szybko od pomysłu odeszłam, choć muszę przyznać, że do samego końca - a już zwłaszcza jak Reiko przyjechała do Tokio - to on się cichutko tlił w mojej głowie ;P Któraś z Was też tak miała? I w sumie to sama nie wiem, czy nie jestem nieco rozczarowana, że tak się nie stało - choć to by w zasadzie zmieniło cały obraz i przekaz książki xD Ale tak sobie ubzdurałam i już
MUlka napisał: | Choć zakończenie było dość otwarte, to mam nadzieję, że był happy end. |
Też liczę na happy end
I spoglądam jeszcze na sam początek książki, to, od czego się ona w zasadzie zaczyna - Toru ma 37 lat, leci samolotem, z głośników sączy się "Norwegian Wood" - piosenka, która kojarzy mu się z Naoko. I tutaj w zasadzie zaczyna się historia - myślicie, że to (w sensie piosenka) był niejako bodziec do odległych wspomnień czy to ciągle gdzieś tam w nim siedzi i nie może odpuścić mimo upływu tylu lat?
W sumie to mam jeszcze kilka przemyśleń jak tak teraz myślę, ale już i tak dużo napisałam, więc na razie niech będzie to, resztę sobie spiszę i wrzucę na dniach
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez sujeczka dnia Śro 0:17, 19 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Silje
Wyjadacz kartek
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 4795
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Czw 23:56, 27 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Ufff, zdążyłam w marcu!
Zacznę od tego, że czytanie „Norwegian Wood” było dla mnie wielkim, naprawdę ogromnym rozczarowaniem. Tak dużym, że aż ciężko mi to opisać. Jak już wspominałam niezliczoną ilość razy, pierwsza i jedyna powieść Murakamiego, którą przeczytałam, czyli „Kafka nad morzem” była doznaniem wręcz mistycznym. Czytałam to (a w zasadzie słuchałam; do dziś mam w uszach to niesamowite „o w mordę!”) i pojawiła sie u mnie ta niezbita pewność, która do tej pory była tak silna chyba tylko przy Gombrowiczu (choć pisarzy nie porównałabym ze sobą!); oto geniusz! Bo też to był geniusz w czystej postaci; to, jak Murakami kreował swoich bohaterów, to jaką uwagę przykładał do detalu, to jaki niesamowity świat stworzył! A do tego jego niesamowite poczucie humoru, jego wyczucie groteski i absurdu; gadające koty, deszcz ryb, mnóstwo niedopowiedzeń i tajemniczości, elementy realizmu magicznego, symbolika, łączenie skrajnych przeciwności, których wspólne zestawienie nie przyszłoby mi nawet do głowy. To wszystko było po prostu wspaniałe i zapierające dech w piersiach!
„Norwegian Wood” natomiast, było jak uderzenie w łeb. Nie tego się spodziewałam, nie na to liczyłam. Nie, nie podobało mi się ani trochę! Zamiast metafizycznej i symbolicznej opowieści o nie do końca dającej wyjaśnić się słowami fabule, dostałam nudną, sztuczną powieść obyczajową, w której zakwestionowałam nie tylko beznadziejną treść, ale nawet walory estetyczne i techniczne warsztatu autora. Zupełnie, jakby napisał to ktoś inny, jakiś inny pisarz; mniej utalentowany i z pewnością nieobdarzony ani krztą wyobraźni tego od „Kafki”. Te dwie książki nie mają żadnych elementów wspólnych, nic ich nie łączy. „Norwegian Wood” kazało mi zakwestionować geniusz Murakamiego i nie jestem z tego faktu zadowolona, bo żyłam pięknym wspomnieniem jego twórczości i nadzieją na podobne przeżycia w przyszłości.
Bohaterowie to porażka na całej linii. Nie polubiłam w zasadzie nikogo, chyba dlatego, że postaci były tak żenująco przeciętne, że lubić ich się nie dało. Watanabe to chłopak jakich wiele. Jak dla mnie postać płaska jak papier. Żadnego w nim charakteru, żadnej w nim tajemnicy, nic do odkrycia. Chodzi, studiuje, je. O rany! Na dodatek nie widziałam w nim 19-latka. Kiedy przypominałam sobie ile ma lat, to śmiać mi się chciało. (Trafnie Su spostrzegłaś, że on tylko chodził coś jeść bez przerwy ). U jego boku najbardziej znienawidzona postać, czyli Naoko. Co za wkurzająca dziewucha! Wiecie, ja po prostu nie wierzę w takich ludzi; poetycko zamyślonych, takich, którzy gdzieś idą i nagle się orientują, że nie wiedzą gdzie są. Afiszujące się ze swoją chorobą psychiczną, podkreślające tym samym swą niezwykłą oryginalność. Dla mnie to poza, na dodatek niezwykle irytująca. Taka była właśnie Naoko. W porównaniu z nią wesoła i żywiołowa (ale niestety znowu dosyć płaska) Midori wypadała nad wyraz korzystnie. Autor koniecznie chciał jej dodać pazura, w tym celu wysyłając do kina na pornole, ale to za mało, żeby postać marną zamienić w interesującą. Moja największą sympatię wzbudził Nagasawa; nie ze względu, oczywiście, na swój okropny charakter, choć przyznam, że utożsamiam się z niektórymi z jego poglądów na życie. Chodzi raczej o to, że to jedyna postać w całej powieści, w której dałoby się wyczuć pod palcami jakieś zgrubienie. Niewielkie, ale jednak.
I na to wszystko bijąca w oczy sztuczność. Niby zwyczajności i przeciętności w tej książce co nie miara (w „Kafce” nic nie było przeciętne!), to jednocześnie ta nienaturalność. Szczególnie rzuciło mi się to w oczy w dialogach. Czy ktoś tak w ogóle rozmawia? Rozmowy bohaterów, zwłaszcza te z Naoko, były jakby wyjęte z jakiejś „Ukrytej prawdy”, czy czegoś w tym rodzaju. Ciężko mi wyjaśnić co dokładnie nie pasowało mi w dialogach, ale ogólne wrażenie było bardzo złe.
Trzeba jednak przyznać, że im dalej, tym lepiej. Nie wiem, co jest tego powodem. Być może po prostu coraz mniejsza ilość beznadziejnej Naoko w zasięgu wzroku. A może po prostu przyzwyczaiłam się do tej niedającej się na początku znieść monotonii. Podobało mi się też, że bohaterowie ciągle coś jedli i zawsze było dokładnie opisane co. Zauważyłyście? I chociaż nie jestem smakoszem kuchni orientalnej, a moją ulubiona potrawą egzotyczną jest ananas z puszki, to miałam straszną ochotę na wszystko to, co było opisywane. Z plusów jednak, to by było na tyle.
Przykro mi to przyznać, ale „Norwegian wood” nie wniosło niczego do mojego życia; żadnych głębszych przemyśleń, żadnej zmiany sposobu postrzegania pewnych rzeczy. Murakami pisze mądrze, a jego przemyślenia są naprawdę sensowne; te wszystkie refleksje na temat życia i śmierci wywołały moje raczej pozytywne odczucia. Ale zabrakło mi tego, co – według mnie – definiuje naprawdę wielką Literaturę (przez wielkie L), czyli mądrości niewypowiedzianych wprost; takich, które do nas docierają nawet, jeśli nie zostaną wypowiedziane przez żadnego z bohaterów; takich, które tak licznie wypełniały „Kafkę”.
Ostatecznie książkę zamknęłam z satysfakcją. I nie chodziło tylko o to, że wreszcie doczekałam się końca tego, co męczyło mnie zbyt długo. Po prostu zobaczyłam światełko w tunelu, a światełkiem tym była końcówka powieści, dosłownie ostatnia jej strona. Ta niejasna i nie do końca wytłumaczalna sytuacja, w której znalazł się Watanebe. Dla mnie był to pierwszy moment, w którym zaczęłam się zastanawiać nad sensem opisanej sytuacji oraz nad jej znaczeniem. Spodobało mi się takie otwarte zakończenie tej bardzo zamkniętej historii.
Na koniec jeszcze parę słów na temat tego, co szczególnie raziło mnie przez całą lekturę powieści, a mianowicie (nie wiem jak to ująć)... nieprzyjemny i nieładny, a niestety nieustannie podkreślany erotyzm. Wszystkie kwestie erotyczne w tej powieści zostały opisane niesamowicie obrzydliwie! Po pierwsze seks nikomu nie sprawia tam przyjemności, a jest tylko jakąś przykrą i nieuchronną koniecznością. Po drugie, wszyscy mówią o seksie, co wydaje mi się okropnie nienaturalne! Do pruderii mi daleko, sama nie mam oporów, żeby mówić o seksie, ale o tym się po prostu z niektórymi nie rozmawia! A tu Watanabe opowiada Midori o masturbacji, wstrętna Naoko chyba ze sto razy podkreśla, jaka to jest sucha. Obrzydliwie zgniłą wisienką na torcie był seks Watanbe z Reiko. Może to tylko moja chora wyobraźnia, ale za każdym razem jak zaczynał się epizod erotyczny, przed oczami stawał mi obraz rodem z okropnego, japońskiego pornola (znacie? te, na których wszyscy mają bonsai z włosów łonowych). Bardzo, bardzo, nieprzyjemnie. Też miałyście takie wrażenie?
O, teraz czytam, że MUlka też zwróciłaś uwagę na tę dziwaczność.
Smutno mi. Nie przez tą melancholijność powieści, bo – jak już zaznaczyłam – książka nie wywołała we mnie żadnych uczuć, głębszych refleksji, o emocjach nie wspomnę. Nawet nie zirytowała mnie na tyle, żebym poczuła złość, czy zniechęcenie. Kompletni nic; ot piekielnie nudna i bezwartościowa historia, do której czytania musiałam się zmuszać przez ponad dwa tygodnie. Ale smutno mi, bo liczyłam na coś zupełnie innego. Nadal jednak mam ochotę na inne książki Murakamiego, chociażby po to, żeby się przekonać jak to jest z nim naprawdę.
Agnnes, a jak jest z „1Q84”? Mam ściągnięte audiobooki wszystkich tomów, chciałam posłuchać, ale teraz boje się, że to będzie coś w stylu „Norwegian Wood”. Powiedz mi, bo to chyba będzie mój wyznacznik wybieraniu kolejnych powieści Murakamiego do lektury, czy pojawiają się tam jakieś takie wątki kompletnie absurdalne, trochę magiczne i niemożliwe? Czy jest to powieść czysto obyczajowa jak „Norwegian...”?
Bardzo by chciała, żebyśmy w naszym klubie dyskusyjnym przeczytali „Kafkę”. Nie tylko jako świetna książkę, w której wątków do dyskusji jest bez liku, ale też jako ciekawe spojrzenie na to, jak bardzo różne powieści może napisać jedna osoba. Chociaż pewnie po niezbyt miłych wrażeniach związanych z „Norwegian Wood” zbyt wielu chętnych nie będzie na kolejnego Murakamiego w najbliższej przyszłości. Tym jednak, którzy są choć trochę ciekawi szczerze polecam!
Ściągnęłam też film. Na razie tylko podejrzałam co i jak, a jak obejrzę, to napiszę coś więcej. Na razie największym zaskoczeniem okazało się to, że aktorzy to... uwaga, uwaga! przejaw mojej błyskotliwości... Japończycy. Wiem, wiem, w książce też są niby Japończycy, ale ja prostu ich tak sobie nie wyobrażałam; chyba po prostu nie umiałam, bo za mało mam w głowie japońskich wzorców wyglądu, żeby obdarować nimi aż tyle postaci.
A jaką wersję książki czytałyście? Ja wersje kieszonkową i było mi baaardzo niewygodnie. Gdybym chciała, żeby było przynajmniej w miarę wygodnie, to musiałabym złamać okładkę. Mam też kieszonkowe wydanie „Kroniki ptaka nakręcacza”, która jest dwa razy grubsza niż „Norwegian wood” i wydaje mi się, że czytanie tego będzie chyba niemożliwe.
Agnnes napisał: |
Mulka te wszystkie przemyślenia które opisałaś, ja nie mam nawet jednej czwartej z tego, ale nieźle to sobie roztrząsałaś. |
Aha! Ale tylko pozazdrościć. U mnie pustka, przemyśleń zero.
Agnnes napisał: |
To tak żeby jakaś choć mała rozmowa się pojawiła - jak wam się podobały te pomniejsze wątki w książce, towarzyszące akcji, no choćby ta historia Reiko? |
Tak jak u Was - dla mnie to chyba najbardziej interesująca część książki. Strasznie byłam ciekawa jak opowieść się rozwinie, chociaż w sumie przewidziałam, że właśnie tak.
sujeczka napisał: |
I właśnie w tym miejscu mam do Was pytanie Ogólnie jak przeczytałam historię Reiko to zapaliła się w mojej głowie lampeczka, coś mi w głowie zaskoczyło, i zaczęłam myśleć "Noo jaa, ale jaja, ale to wymyślił, ciekawa jestem co teraz będzie" xD Chyba nawet zaczęłam skakać na fotelu z emocji xD I serio byłam pod wrażeniem, a "Norwegian Wood" zaczęło się prezentować o niebo lepiej xD No ale co według mnie wymyślił Murakami - wtedy jakoś poskładałam sobie do kupy, to co już było w książce i wpadłam na pomysł, że Midori okaże się być tą dziewczyną z opowieści Reiko Wiem, że pomysł nieco z dupy i bez sensu (), ale serio mi pasował (zwłaszcza, jak potem okazało się, że Midori kłamała o swoim ojcu i wcale nie był on w Urugwaju, tylko umierał w szpitalu) i naprawdę byłam podjarana tym, że tak się okaże i co to będzie |
Podczas opowieści nie zaświtała mi w głowie taka myśl, ale właśnie w tym momencie jak się okazało, że kłamała o ojcu, to o tym pomyślałam! I szkoda, że nie było takiego właśnie zwrotu akcji, ciekawe to by było.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MUlka
Zaczytana
Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: DJA
|
Wysłany: Pią 7:33, 28 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Jestem ciekawa "Kafki nad morzem" to fajnie, że autor potrafi pisać tak różne historie - ja lubię jak książki zaskakują, nawet jeśli nie zawsze pozytywnie
Tak jak pisałam, mnie też duża część książki męczyła, gdyby nie audiobook który pozwolił mi przebrnąć najgorszą część, czyli spacery z Naoko itp to byłoby ciężko, potem własnie, jakoś tak nagle - jak u Silje - książka zaczęła się o siebie prosić i poszło z górki.
Te akcje zbliżeniowe raziły mnie strasznie, bo teraz na rynku od cholery książek w których seks jest wręcz tematem książki, jest tak magiczny że leczy duszę (trochę żartuję, ale wiecie o co mi chodzi), a Murakami zrobił z tego taki pusty czyn.
Ale mi się Japonia tak kojarzy, zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety, sprzedające cnotę za grube pieniądze, a potem leżą z odwrócona głową i czekają aż master skończy, albo wyuzdane nastolatki, które "używają" swego ciała nie czerpiąc z tego radości. Nie wiem czy oglądałyście film "Babel" - świetny tka na marginesie - tam panienki (Japonki) ze szkoły, z krzakami między nogami, chodzą bez majtek i robia sobie jaja pokazując - niby niewinnie - kolegom co mają pod krótką spódniczką, była tez taka scena jak dziewczyna, chwile przed tym jak zamierza się na swoje życie, obnaża się przed policjantem - nie wiadomo po co - bo jest ... jak to na taką młodzież mówią? tą wiecznie smutną, co się tnie? wypadło mi z głowy ... i nie można jej zrozumieć bo ma sieczkę w głowie.
Tym właśnie dla mnie była ta książka, przekrojem japońskiej młodzieży, oni właśnie tacy dziwni są, ta wiara w reinkarnację, spotkamy się w innym życiu itp pierdzieli im w głowach, ale z drugiej strony słabe osobniki eliminują się same
Ostatnio oglądałam "47 Roninów" i teksty "Drogi szogunie, pozwól abym rozorał sobie brzuch sam, syn niech mi obetnie głowę a żona niech będzie z tego dumna, bo zginąłem honorowo" - mi ogląda się fajnie, taka bajka można popłakać, a oni dorastają ucząc się o takich "bohaterach". Więc kiedy w życiu nie wychodzi to pyk powieszę się w lesie , po co się męczyć, w kolejnym życiu może będzie lepiej.
To taka lawina, zaczęło się od Kizukiego, który pociągnął za sobą słabsze egzemplarze - kto wie czego on doświadczył, może chodziło jedynie o to że Naoko mu nie dawała - japończycy są dziwni i taka była moja pierwsza myśl po zamknięciu książki
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez MUlka dnia Pią 7:34, 28 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Silje
Wyjadacz kartek
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 4795
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Pią 21:23, 28 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Oglądałam "Babel"! I faktycznie, tam sprawa była przedstawiona podobnie! Ja niestety nie znam za bardzo kultury japońskiej, nawet takiej z przekazów filmowo-książkowych, ale chyba rzeczywiście tam jest takie podejście do cielesności.
Nie wiem jednak, czy Wy też tak miałyście, ale ja słabo w ogóle odczułam tę japońskość, może jakbym właśnie miała większą świadomość, że to Japonia, to zwróciłabym uwagę na takie niuanse. Tak jak mówiłam, nawet bohaterów nie wyobrażałam sobie jako Japończyków. Niby były imiona, obco brzmiące nazwy, ale to ciągle było za mało. Weźmy chociażby taki "Babel" - patrzyłam na Japonię i wiedziałam, że to nie Europa, wszystkie różnice kulturowe były wyraźnie zaznaczone. A tutaj nic szczególnego. Bohaterowie nijacy, niczym nie różnili się od swoich rówieśników z USA w tym samym czasie. I pewnie tak po prostu było, a to tylko mi się wydaje, że jak Japonia, to już musi być egzotyka z wyższej półki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
MUlka
Zaczytana
Dołączył: 09 Lis 2010
Posty: 3292
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 18 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: DJA
|
Wysłany: Sob 9:26, 29 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Pewnie dlatego, że nam Europejczykom Japonia kojarzy się z samurajami, gejszami, papierowymi drzwiami, spaniem na podłodze itp - a tam przecież normalny, cywilizowany kraj, samochodami jeżdżą, w bilard grają itp
Ja trochę to czułam w sensie Japonię, aczkolwiek teraz już wrażenia z czytania mieszają mi się z tymi z filmu ... choć jedno odczułam bardzo silnie i przy książce i przy filmie, że bohaterowie są nie tyle nudni co bez życia, tak jakby nie zdolni do czerpania przyjemności, nawet jak Watanabe po górach chodził i je opisywał, to na mnie robiły większe wrażenie niż na nim ... zero namiętności, pasji no nic tylko się powiesić :/
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Agnnes
Błądząca w książkowiu
Dołączył: 14 Lip 2009
Posty: 4434
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 6 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Rzeszów
|
Wysłany: Sob 16:42, 29 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Silje napisał: | Agnnes, a jak jest z „1Q84”? Mam ściągnięte audiobooki wszystkich tomów, chciałam posłuchać, ale teraz boje się, że to będzie coś w stylu „Norwegian Wood”. Powiedz mi, bo to chyba będzie mój wyznacznik wybieraniu kolejnych powieści Murakamiego do lektury, czy pojawiają się tam jakieś takie wątki kompletnie absurdalne, trochę magiczne i niemożliwe? Czy jest to powieść czysto obyczajowa jak „Norwegian...”?
|
Tak, tak, tak, TAK! Lepiej bym tego nie ujęła. Właśnie to mnie w niej zafascynowało, jeśli Kafka taka jest, to na bank przeczytam
Według mnie to nie jest w takim samym stylu, tyle że można się pewnie domyślić że autor ten sam, i pewnie parę podobnych wątków czy cech można się dopatrzyć itp, ale generalnie jako całość to dla mnie zupełnie inne książki. Pisząc to myślę jednak głównie o jedynce, kolejne części trochę gorzej wypadły, ale też wcale nie jak Norwegian wood.
Suu, mi to z Midori i dziewczyną do Reiko zupełnie do głowy nie przyszło.
A jak już mówimy o Japonii to ja też nigdy się nią nie interesowałam specjalnie i z niewieloma rzeczami kojarzę, ale niedawno czytałam pewną książkę, cieniutka taka na dwa razy, spojrzenie na Japończyków pod innym kątem niż tu, ale autorka wydobywa z nich tą specyficzność, jakby kogoś zainteresowało to : Ani z widzenia, ani ze słyszenia - Amélie Nothomb - książka bardzo fajna sama w sobie, nie tylko w związku z Japonią
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Agnnes dnia Sob 16:51, 29 Mar 2014, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Silje
Wyjadacz kartek
Dołączył: 12 Lut 2010
Posty: 4795
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 13 razy Ostrzeżeń: 1/5 Skąd: Toruń
|
Wysłany: Sob 19:01, 29 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Agnnes, miód na moje serce! Zatem myślę, że przy najbliższym czyszczeniu mp3 z książek już wysłuchanych, 1Q84 znajdzie na niej swoje miejsce. Jest nadzieja!
A tej Nothomb czytałam kiedyś "Z pokorą i uniżeniem", ale nie pamiętam nawet czy mi się podobało.
MUlka, muszę przyznać, że gdyby nie Twoje uwagi, to nie zauważyłabym nawet połowy tego, co dostrzegam w tej książce teraz. A tak przedstawia mi się nawet w trochę jaśniejszych barwach i to, co wcześniej uważałam za nijakość interpretuję jako zamierzony zabieg. A jednak dobrze, że przeczytaliśmy "Norwegian Wood" w klubie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|